AKTUALNOŚCI
MMXII - postanowienia...
01.01.2012 23:55
Hmm...
Prawie te same co rok temu:)

Pierwsze...
Spędzać z Wojtkiem mądrze czas i być dla Niego jak najlepszym ojcem.

Drugie...
Jak się uda i czasu starczy to skończyć studia, obronić się i mieć to już za sobą.

Trzecie...
Zadbać o zdrowie, fajki odstawić, siłownię lub inną aktywność rozpocząć.

Czwarte...
Nadal kształcić się i rozwijać w sztukach różnych.

Piąte...
Być lepszym człowiekiem, przyjacielem, partnerem.

Szóste...
Kolejnego Sylwestra wreszcie bez kłótni i psucia krwi spędzić, a najlepiej przespać.

Ostatnie...
Przeżyć i za rok opisać co i jak się udało.
MMXI - podsumowanie...
31.12.2011 20:48
I znów nadejszła ta chwila...
Zasiadam przed kompem próbując podsumować kolejny rok. A był to dla mnie przełomowy i bardzo ważny rok.
Wojtek jest u mnie niemal codziennie, nauczył się czytać i pisać. Z Anną wreszcie jest tak jak powinno być, a nawet lepiej. Prawie wszystko ułożyło się tak jak chciałem...

Podróże...
W tej materii to był dobry rok:)
Lublin, Międzyborów, Łowicz, Toruń, Markowice, Zakopane, Kraków, Gdańsk, Gdynia, Krutyń, Ruciane-Nida, Żukowo, Przyjaźń, Osuchów…

Praca...
Firma wciąż ta sama, ale zmian mnóstwo. Awansowałem i robie to co lubię i naprawdę potrafię. Mam świetny zespół i wyzwania, które sprawiają, iż znów się chce...

Zdrowie...
Tutaj nie mogę narzekać, jest dobrze:)

Towarzysko...
Pisząc wyżej, że był to przełomowy rok, między innymi to miałem na myśli. A co dokładnie to już zostawię dla siebie...

Muzycznie...
Koncertowo Ursynalia, najlepszy festiwal i czas. Guano Apes, Jelonek, Carrion, Korn. Poza tym czas spędzony w Łowiczu w Pracowni. No i Hunter w Stodole, którego tym razem nie przespałem na kanapie:P
Jeśli chodzi o płyty, to Jelonka "Revange", Hunter "XXV LAT PÓŹNIEJ" i Adele "Live at the Royal Albert Hall"...

Co się nie udało...
Rzucić palenia, doprowadzić Killa Machine do porządku i...

Podsumowywując...
To był dobry rok, mimo kryzysów ekonomicznych i finansowych. Wiele rzeczy się zmieniło na lepsze, wiele się udało. A to co się nie udało, no cóż czasem moja chęć to za mało...
Bezsenność w Warszawie...
30.12.2011 01:37
Witaj, nazywam się Monika i jestem Wirtualnym Doradcą...
Święta szczęśliwie mineły i wraca szara rzeczywistość. Chociaż nie taka szara, bo się dzieje sporo. W pracy nastał czas testowania nowych technologii i rozwiązań. Dajmy na to taki Wirtualny Doradca, jakiego będziemy mieli, a który ostatnio robi furorę w internecie za sprawą PKP Intercity i ich Rafała. W naszej firmie będzie to kobieta o imieniu Monika. Jej wizerunku nie znam, bo gabinet prezesa długo się zastanawiał i ja się zgubiłem w tym castingu, ale za to poznałem merytoryczną wiedzę naszej doradczyni. W odróżnieniu od Rafała nasza wypowiada się poprawną Polszczyzną i na "..." nie mówi "kropka kropka kropka":) I co najważniejsze, nasz bot ma lepszą odpowiedz na "anal" od Rafała, który na takie pytanie odpowiada "W niektóre tunele lepiej nie wjeżdżać, jeśli wiesz o czym mówię.". No ale w końcu moja firma w odróżnieniu od PKP Intercity działa i płaci na czas:D

Kończy się coś, kończy się rok...
Z każdym rokiem czas mam wrażenie biegnie coraz szybciej. Cholera, przeca dopiero co były święta a tu już kolejne za mną. Im jestem starszy tym szybciej i wcale mi się to nie podoba...

Chwila refleksji...
Tradycją już się stało, że pod koniec każdego roku spisuję swego rodzaju podsumowanie. Tak też chcę i w tym roku uczynić. Wokół szaleje kryzys, Minister Zdrowia tłumaczy się z listy refundowanych leków, Premiera nie widać, Ziobro rozmontowywuje PiS a mnie to wszystko lotto:P Ja zamierzam w sobotę zasiąść do kompa i spisać najważniejsze dla mnie wydarzenia tego roku...

Co może przynieść nowy rok...
Myślę, że przyniesie dużo zmian. Wojtek wkroczy w wiek szkolny, zmieni swoje otoczenie a być może miasto w którym mieszka. Będzie trochę dalej niż do Piaseczna, ale damy rade:) W pracy zaś wdrażanie kolejnych nowości, ale tego też się nie obawiam, bo współpracuję z zespołem świetnych ludzi, specjalistów i pasjonatów. Myślę, że to będzie dobry rok...

Co jeszcze...
A to już Wam zdradzę w podsumowaniu i w postanowieniach:)
Zimny dom...
24.12.2011 07:04
Mijałem słońca i trwam...
Minał kolejny rok i nadeszły kolejne "święta", bez Wojtka. Nie potrafię słowami opisać co czułem gdy się z Nim wczoraj żegnałem, ale to był dla mnie najtrudniejszy moment. Nie ma choinki i nie będzie, nie ma świąt i nie będzie...

Wigilia...
W tradycji chrześcijańskiej dzień poprzedzający święto Bożego Narodzenia. W polskiej tradycji to spotkanie z rodziną, uroczysta kolacja, święto...

A ja nie...
Nie potrafię się odnaleźć i nie chcę. Sam to sobie wybrałem...

Ja to znam...
Siedziałem wczoraj w TuTu obserwując ludzi, chcąc zabić samotnośc i pustkę. Nie udało się...

Święta...
Nadal nie dla mnie...

{jcomments off}
Nowe, nie znaczy lepsze…
19.10.2011 13:02
Akcja migracja…
Trzeba iść z duchem czasu i chcąc nie chcąc co jakiś czas zmienić system operacyjny na kompie. Ja jakoż iż mało jestem chętny do zmian to mam z tym większy problem. Siła przyzwyczajenia, stabilność i logika działania  sprawiła, że przez ostatnie kilka lat królował u mnie Windows XP. Świat jednak nie stoi w miejscu i wraz z nowym sprzętem i jego możliwościami wyznacza nowe kierunki rozwoju. Udało mi się „przeczekać” Vistę, największą pomyłkę jaka wyszła spod znaku okienek, ale 7-ka już chyba mnie trafi. A nawet powinna trafić, bo kolejna wersja Windows zapowiada rewolucję i mogę się nie odnaleźć na nowej platformie. Już 7-ka jak dla mnie to już szok i bynajmniej nie chodzi mi o wodotryski graficzne. Logika interakcji systemu z użytkownikiem bardzo mi nie pasi. Po użytkowaniu przez lata XP w 7-ce mam wrażenie, iż twórcy zakładają, że przed maszyną siedzi „debil”. Jestem administratorem komputera, ale mam ograniczony dostęp do plików i ustawień systemu – sic!. Dlatego wczoraj po instalacji 7-ki ustawiłem w opisie mojego konta - debil udający admina. Żeby Was nie zanudzić, bo mógłbym tak narzekać na nowy system godzinami, podsumuję moją migrację na nowy OS. Zainstalowałem, skonfigurowałem na tyle na ile system mi pozwolił i tak go zostawię. A sam pozostanę administratorem w moim XP:)
Uprzedzając jeszcze ewentualne pytania, dlaczego Windows a nie Linux? Pracuję często w Photoshop’ie i póki Adobe nie wypuści wersji na Linux, to ja zostanę przy okienkach. Gimp i emulator Wine to dla mnie za mało…
Kilka refleksji z dni ostatnich...
03.10.2011 23:28
Jezus jest z nami?...
Świebodziński Jezus w szaliku zielonogórskiego Falubazu. Ja wiem, że to może niektórych razić, ale jak dla mnie to był szalony i fajny pomysł. Nie to żebym namawiał do łamania prawa, bo cenię praworządność, ale w końcu Jezus Świebodziński, więc może "swoim" kibicowac?:)

Nadal w okolicach Zielonej Góry...
Zdarzył się wypadek, kibic wpadł pod nieoznakowany radiowóz i zginął. Nie wnikam z czyjej winy, bo od tego jest sąd. Jednak wydarzenia, które rozegrały się później na ulicach Zielonej Góry mogę oceniać. Próba linczu przez tłum na policjantach z ów radiowozu, a potem katowanie każdego, który się nawinął. Efekt, dwie policjantki w szpitalu, jedna z pęknięta czaszką po uderzeniu płytą chodnikową, druga ze złamaną szczęką, skopana gdy próbowała ratować nowy radiowóz przed zniszczeniem. Kibice Falubazu mogą być "dumni" - skatowali dwie kobiety. A tych, którzy to zrobili obym na swej drodze nie spotkał, bo "damskich bokserów" ojciec nauczył mnie poskramiać i nie będzie litości...

Wybory...
Lada dzień Polska znów będzie wybierała. Patrząc na sondaże boje się jednego, niskiej frekwencji. I to nie pod kątem, że wygra ten czy owy, ale że wygra zmobilizowana mniejszość tym, że ruszyła dupę i pójdzie w niedzielę do urn. To już zaczyna być tradycją, ale wzywam, idźcie na wybory i głosujcie!!! Bo inaczej będzie jak w poniższym cytacie:
"I co znaczy mój jeden głos? - pomyślało 15 mln Polaków i zostało w domu"...

A u mnie...
Nihil novi i oby tak zostało...
Nadejszła jesień...
25.09.2011 00:35
Toczy koła czas...
Lato było kiepskie, padało i słońca mało było, taki widać urok polskiego klimatu. A teraz zawitała jesień, chłodna ale za to pełna słońca. Kolejna jesień...

A te dni ciszy...
Działo sie u mnie trochę, rozstania i powroty, nowe życie. Przez ostatnie cztery tygodnie nauczyłem się czym jest samotność, a raczej sobie przypomniałem. Poznałem także czym jest tęsknota...

Brakuje mi...
Papierowych listów, wolnego czasu, zdrowia, nadzieji i pewności siebie. A najbardziej słońca...

Chaos...
Nowy wymiar mojej rzeczywistości...
Debiutanci...
02.09.2011 23:30
Kolejny tydzień życia zleciał...
I nawet nie wiem kiedy, jak flesz, błysk i już po. A działo się nieco...

Poniedziałek...
Pod znakiem kina przez duże "K". Nie pamiętam już czy to Paulina mnie czy ja Ją wyciągnąłem do kina, ale trafiliśmy na genialny film. Beginners, niesamowita historia pokazana w genialny sposób. Mądry i wzruszający obraz, który na długo zostaje w pamięci...

Wtorek i środa...
Tu rządził Wojtek:) Po powrocie z Brodnicy spoważniał ale i rozgadał się. Trochę to wyglądało tak, że uczyłem się go na nowo. Dwa dni to mało czasu, ale myślę, że dobrze wykorzystaliśmy te chwile...

Czwartek i piątek...
Szok, powrót do pracy po urlopie boli:( Ilość maili, spraw do ogarnięcia. Masakra jednym słowem...

Znów weekend...
Pod znakiem pracy, spacerów i uczenia się życia na nowo. Seks. Życie. Zdrowie. Nautra. Magia. Jestem debiutantem...
Po weekendzie
29.08.2011 12:36
Codzienność...
Kurcze, a już myślałem, że uda mi się codziennie pisać, ale i tak jestem blisko:)

Street Party...
Wczorajsze Wielokulturowe Warszawskie Street Party zaskoczyło mnie wczoraj bardzo pozytywnie. Było niesamowicie kolorowo, głośno i naprawdę różnorodnie. Niesamowita mieszanka kultur, dzwieków, smaków i kolorowe stroje. A te chyba było najbardziej widać podczas parady, która przeszła ulicami. Nie często się zdarza, aby po Warszawie wędrowały tak odziane kobiety. Gdyby nie to, że zbyt ciepło wczoraj nie było, to bym się poczuł jak na karnawale w Rio. Pomysł Street Party mi sie osobiście bardzo spodobał i mam nadzieję, że za rok impreza w większej skali zagości na ulicach Warszawy...

Bazyliszek...
Nim dotarłem na Krakowskie Przedmieście odwiedziłem na Rynku Starego Miasta restaurację Bazyliszek. To już taka moja mała tradycja, że w słoneczne i ciepłe weekendy trafiam na stare miasto i zasiadam właśnie w ogródku Bazyliszka. Wokół dużo ogródków różnych restauracji jednak ja lubię Bazyliszka za obsługę i kuchnię. Wczoraj co prawda nic nie jadłem a jeno raczyłem się kuflem zimnego piwa, jednak znam ich kuchnie dość dobrze. Do dziś pamiętam swój szok jak zobaczyłem "sznycla jak z wiednia". Kawał mięcha na cały talerz, doskonale przyrządzony i jak dla mnie nie do przeżarcia. Chociaż pewnie nadejdzie taki dzień, że lekko się wygłodzę i porwę się ponownie na sznycelka:) No ale wracając do samego Bazyliszka. Już sama lokalizacja sprawia, że miejsce to ma klimat. Letni ogródek bardzo przyjemnie urządzony, jest świetnym miejscem do obserwacji turystów, co uwielbiam robić. Wnętrze restauracji też jest fajnie urządzone. Ja jako palacz oczywiście jeśli już to przesiaduję na piętrze, gdzie jest wydzielona sala dla palących. Polecam zwłaszcza miejsca przy oknach, gdzie można sobie usiąść na parapecie i podziwiać rynek. Do dziś pamiętam genialny widok na świątecznie ustrojony rynek i krzatających się po rynku ludzi. Kolejna zaletą Bazyliszka są promocje w tygodniu. Od poniedziałku do środy nie dość, że można tanio i dobrze zjeść to wielbiciele piwa będą mogli opić się za prawie darmo (7,50 za litr Tyskiego). Podsumowywując, fajne miejsce, dobra i smaczna kuchnia i obsługa, która "dziękuje" na paragonie. Polecam:)

Koushi...
Wrócił wreszcie z wakacji w Brodnicy i jutro nawiedza mnie z rana. W związku z tym zamieniłem się dziś w kurę domową i wysprzątałem mieszkanie łącznie z myciem podłóg. A żeby tego było mało, zaraz uderzam na sklep aby mieć z czego ugotować na jutro pomidorówkę, którą uwielbia. Oby tylko pogoda dopisała, żebyśmy nie siedzieli w domu...

Co Wy na to...
Ja wiem, że jest facebook i tam wolicie komentować i "like'owac", ale tu też moglibyście zostawić jakiś ślad. Wiem, że przez jakiś czas komentarze były wyłączone i mogliście się odzwyczaić, ale miło by było jakbyście coś skrobneli. Choćby po to, żebym wiedział czy takie opisywanie fajnych według mnie knajpek jest dla Was pomocne i ciekawe.
Bo że zaglądacie to widzę w statystykach...
Gorączka sobotniej nocy...
28.08.2011 00:14
To był dziwny dzień...
Niby sobota, a spędzona na pracy i walce. Praca nad stroną dla klienta, po której wiem, że łatwiej stworzyć coś zupełnie od nowa niż dostosować do nowej grafiki i filozofii to co już istnieje. Walka zaś dziś była z lodówką, a dokładnie z jej rozmrożeniem. Gdyby nie czekan, to bym rady nie dał. Naprawiłem jeszcze spłuczkę w kiblu, ale jakie to ma znaczenie...

Łowicz i koncert...
W związku z powyższymi nie dotarłem, a szkoda, bo poza koncertem chciałem odwiedzić przyjaciół...

Jak we śnie...
Tak się trochę czuję. Wyrwany z życia i rzeczywistości. Postanowiłem zmienić swoje życie, ale albo ja albo życie nie było na to gotowe...

Jutro a raczej dziś...
Naprawię zamrażalnik, bo drzwiczki urwałem kichając. Wezmę aparat i uchwycę koloryt Street Party. I postaram sie nie oszaleć, chwytając teraźniejszość...
Powracam:)
26.08.2011 15:37
frugo_mGrzechem mym zazdrość...
Pozazdrościłem Marcie, która prowadzi The Road Less Travelled By i też będę pisał. A jest o czym, bo wokół dzieje się dużo i ciekawie...

No to FRUGO!
Już jakiś czas temu słyszałem, że chcą przywrócić tą markę i zastanawiałem się czy to będzie to co pamiętam z młodości. A pamiętam świetną wówczas kampanię reklamową no i smak, zwłaszcza zielonego i czarnego. Dziś żadnej kampanii nie ma, ale znalazłem dość ciekawy "spot społeczny":) Smak ten sam...

Michał Milowicz...
Sympatyczny aktor zajął się "śpiewaniem" i o to rezultat. Mnie witki opadły a i Michał się nieco zapuścił. Proponuję siłownię i powrót do aktorstwa...

Weekend czas zacząć...
W planach mam trochę pracy ale i trochę kultury. Zamierzam w sobotę nawiedzić Łowicz, a to z okazji koncertu dla 4,5-letniego Kacperka Malesy. A w niedzielę Wielokulturowe Warszawskie Street Party 2011:)
No i po urlopie...
26.06.2011 00:50
Bo nic nie jest na zawsze...
Wyjazd dla mnie jak i dla Goni dość sentymentalny. Oboje odwiedzaliśmy miejsca, w których kiedyś mieszkaliśmy, moje Zakopane i jej Kaszuby. O ile ja mogę powiedzieć, że zmiany poszły w dobrą stronę i miejsce, gdzie spędziłem ponad pół roku życia dziś kwitnie, to Goni miejsca popadły w ruinę. I tak też się urlop ułożył...

2005mnpm_mGóry moje, wierchy moje...
Dotarliśmy w sobotę pod wieczór, więc tylko wypad na Krupówki i kolacja w Śwarnej (jedyna knajpa, która się ostała przez te 16 lat). Rano wyruszyliśmy na Kuźnice i tam szok, KDW odnowione zachwyca, do tego piękny ogród. Teraz zamiast szpitala jest tam siedziba Tatrzańskiego Parku Narodowego i to bardzo służy temu miejscu. Góry zawsze witam wejsciem na Nosala (swoista rozgrzewka) a następnie ruszyliśmy na ścieżkę nad Reglami. Dzień zakończony doskonałym obiadem na wyjściu z doliny Strążyńskiej. Trzeci dzień to moje porwanie się na Orlą Perć, ale jak to bywa z planami nie wyszło. Zakładałem wjazd kolejką na Kasprowy i ruszenie w kierunku Świnicy, ale w Kuźnicach okazało się, ze szybciej wejdę niż wjadę (niby poza sezonem a kolejka do kolejki na 3h). Pogoda dopisywała, więc żywo ruszyłem ku górze ale tam czekała mnie nie miła niespodzianka w postaci schodzących nisko chmur i po konsultacji z TOPR'owcem zaniechałem dalszej drogi. Dzień zakończyłem z Gonią na Krupówkach testując kolejne restauracje. Wtorek natomiast rozpoczeliśmy od wjazdu na Kasprowy i stamtąd przez Kopę Kondracką (na niej właśnie popełnione zostało zdjęcie przy notce) ruszyliśmy na Giewont. Pogoda idealna, widoki jak z bajki i tylko my na Giewoncie. Zejście zrobiliśmy "szlakiem Kanclerzy", czyli na dolinę Strążyńską. Swego czasu zamiast nad Regle zaciągnąłem na Giewont swoją żonę i strasznie kleła na ten szlak, jakiś czas później mój tata odwalił ten sam numer i mama też kleła, więc Gonia klnąc ochrzciła to zejscie naszym nazwiskiem:) Ja tam uwielbiam to zejscie, choc faktycznie po 5h ciągłego łażenia daje w dupe. Środa stała pod znakiem odpoczynku po to aby w czwartek ruszyć na Morskie Oko. To nie jest wymagająca trasa, ale w rzęsistym deszczu zrobiliśmy szybkie wejście a zejście to już było na rekord. Piątek to znów chillout day, czyli Krupówki i piwo pod KDW jak za starych dobrych czasów. Powrót PKS-em przez Kraków, który w ów sobotę był wyjątkowo nieprzyjazny i agresywny a stamtąd "bonanza" PKP do domu...

Kaszeby i dziwny powrót do przeszłości...
Znów mordęga w PKP do Gdańska, bo ktoś "mądry inaczej" wymyślił, że pociąg jedzie przez Toruń i Malbork. Z Gdańska do Żukowa a stamtąd porwała nas Magda (przyjaciółka Goni) do siebie. Dla mnie to było zbyt spokojne miejsce, ale za to wygrzałem kości na słońcu za wsze czasy:) Natomiast dla Goni zwiedzanie miejsc z dzieciństwa nie było miłe, bo tak naprawdę nic poza budynkami nie zostało z jej wspomnień. Po dwóch dniach wróciliśmy do Gdańska a tam znów ja niezbyt się dobrze czułem. To nie do końca była dobra myśl aby spać w ośrodku, gdzie kiedyś spędzałem "miodowy miesiąc". Pomijając to czas spędzaliśmy całkiem miło, wędrówki po Gdańsku, rejs na Westerplatte repliką galery "Czarna Perła". Ostatniego dnia jednak kilka rzeczy poszło nie tak i zamiast razem spędziliśmy ten dzień osobno, mocno pokłóceni. Gonia wylądowała na grilu w Żukowie a ja u swojej kumpeli w Gdyni. Ja nie narzekam, bo spędziłęm fajnie wieczór i zobaczyłem wreszcie na żywo klif w Gdyni Orłowie, a który znałem tylko ze zdjęć. No i morze zobaczyłem, bo wcześniej jakoś okazji nie było. A w sobotę pożegnanie mandatem od straży miejskiej za palenie na stacji kolejowej i powrót kolejną "bonanzą" PKP...

I o to spisuję co się działo...
To był pierwszy mój prawdziwy urlop od 7 lat. Prawdziwy, bo wcześniejsze trwały tydzień albo ich wcale nie było. Trzeba mi było takiego czasu, wolności od permamentnej pracy. Z drugiej strony zauważyłem, że nie do końca umiem odpoczywać. O ile w górach aktywnie tak, to już poza nimi nie bardzo. Teraz została obróbka zdjęć i remont Nikona, który miał nieplanowane "przyziemienie". I powrót do szarej rzeczywistosci...

I jeszcze coś...
Tak żeby był "happy end":) Obiecałem sobie, że ten urlop wykorzystam na rzucenie palenia i tak chcę rozpocząć ostatni dzień urlopu, bez papierosa. Trzymajcie kciuki, żebym nikogo nie zabił, bo rzucić mi się uda na pewno:)
Jak ogień i deszcz...
05.06.2011 23:31
wwk_rower_mMam już 5 lat:)
Oczywiście nie ja, a mój Książe. Nawet nie wiadomo kiedy i stukneło. Był tort, mała, ale bardzo udana impreza i śpiewanie "sto lat", gdzie ku zaskoczeniu wszystkich sam Wojtek świetnie to śpiewał:) Zdjęcie przy notce to nowa maszyna Wojtka, którą sobie wymarzył...

Ursynalia 2011...
Długo by opowiadać, ten kto był to widział jak świetna impreza to była. Doskonały line-up, organizacja, pogoda, no wszystko dopisało. Kiedyś Woodstock był wydarzeniem roku, potem Hunter Fest, w tym roku bezapelacyjnie będą to Ursynalia. A tym milej mi się będzie wspominało ten czas, bo miałem swój skromny udział we współtworzeniu tego wydarzenia, prowadząc oficjalną stronę Ursynalii. I tylko jedno mnie ciekawi, co wymyślą za rok...

A prywatnie...
W mojej głowie wojna... Lada dzień urlop i utęskniony wyjazd w Tatry. Przyda mi sie, bo już przemęczony jestem i jeśli nie odetchnę to znów zapaścią się skończy. Gdzieś po drodze przekroczony "punkt nadzieji", postanowienie rzucenia fajek. Wrócę odmieniony, pytanie tylko jak bardzo...
Nic nie jest proste...
21.05.2011 02:21
250 mil do nieba...
Niby tak nie wiele, 9 godzin jazdy pociągiem i znów zasiądę na szczycie Nosala. Znów spojrzę na moje Tatry, wrócę do domu, za 21 dni...

Oczko, liczba magiczna...
21 godzin, tyle dziś spędziłem w pracy. Zlecanie pracy adminom, spotkanie projektowe, podróż do Łowicza, aktualizacja strony Ursynali. O to moje małe piekło...

21 maja...
Coś czuję, że to będzie przełomowy dzień. Tylko niekoniecznie na plus...

Co ma być to będzie, i z tą myślą Was zostawiam dzisiaj...
Wiosenne porządki
19.05.2011 01:19
Zaszłości z przeszłości...
Kiedy wyprowadzałem się z Nowej Iwicznej na Ursynów zabrałem ze sobą wszystkie swoje rzeczy bez zaglądania w pudła z szafy. Dziś to uczyniłem i okazało się, że większośc to śmieci. Setki starych rachunków, gwarancji od sprzętów, które dawno straciły swą ważność. Nie wiem po jaką cholerę to gromadziłem, ale dzis nadszedł czas na ogarnięcie. No i mam teraz niemal pustą szafę i porządek...

Ursynalia 2011...
Nie moge się doczekać tych dni, gdy znów muzyka i festiwal zagarną mój czas. Na trzy dni będę mógł się oderwać od szarej rzeczywistości. Kiedyś tym "oderwaniem" był Przystanek Woodstock, potem Hunter Fest a dziś Ursynalia. Jeszcze dwa tygodnie i się będzie działo:)

Wieczne pióro...
Jedyny wynalazek, którym potrafię pisać bez użycia klawiatury. Dzisiejsze porządki motywowane były próbą odnalezienia mojego pióra. Od czasu przeprowadzki nie mogę go odnaleźć...

Na dobranoc...
Zostawiłem utwór na facebook'u. A tu zostawie swoje zdarte kolana i zakwasy po porządkach w szafie:)
Reaktywacja:)
16.05.2011 23:14
Ciemna strona mocy...
Odnośnie strony, to zapowiadane zmiany póki co bardziej systemowe i merytoryczne, ale postępują po cichu. A co u mnie, hmm...

Wojtek...
Ma nową fryzurę, krótkie włosy, przy których jego buzia nabrała nowego oblicza. Z długowłosego słodziaka zrobił się z Niego mały facet:) Dupowato niestety nie wykorzystałem słonecznej soboty, aby uchwycić nową fryz obiektywem, ale obiecuję nadrobić. Sami wtedy ocenicie jak bardzo się zmienił:)

Zakładnika los...
Jakoż iż pracuję w zakładzie a nie w urzędzie, to jestem zakładnikiem:) Nareszcie trafiłem na docelowe obowiązki i zadania. Nauki mnóstwo, do ogarnięcia jeszcze więcej, ale ja to lubię:) Jedyny minus to taki, że w bojówkach już chodzić nie wypada, bo co i rusz jakies spotkania z dyrekcja:)

Koncertowo...
Sezon uważam za otwarty:) Carrion w Klubie Pracownia w Łowiczu genialny. Takie miejsca i kameralne koncerty przebijają najlepsze festy. Na dniach zaproszę Was na strony klubu, który ożywi ziemię Łowicką, a póki co się pochwalę, że nawet na bramce stałem i kasowałem:)

Co więcej...
A to już w kolejnej notce, zaglądajcie:)
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>